Zbigniew Grycan: lody ma we krwi - Gospodarka - PR24.PL

Zbigniew Grycan: lody ma we krwi

2015-12-06, 20:00

Zbigniew Grycan: lody ma we krwi
Zbigniew Grycan. Foto: Materiały prasowe

Lody produkował jego dziadek, potem ojciec a teraz on. Szlify cukiernika zdobywał w warszawskim Hotelu Bristol. Jednym z najważniejszych wydarzeń w jego życiu zawodowym był zakup kultowej lodziarni przy ulicy Puławskiej w Warszawie i firmy "Zielona Budka", którą prowadził przez ponad 20 lat.

Posłuchaj

Gościem audycji "Ludzie gospodarki" w Polskim Radiu 24 był Zbigniew Grycan, polski przedsiębiorca pochodzący z rodziny o długiej tradycji cukierniczej, który jak sam mówi, lody ma we krwi - cz. 1 (Sylwia Zadrożna, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
+
Dodaj do playlisty

Na emeryturze długo jednak nie wytrzymał. W 2004 roku wrócił do biznesu i zbudował wspólnie z żoną i córką firmę "Grycan - Lody od pokoleń". Mimo, że jest już po 70-tce - wciąż ma jeszcze wiele planów związanych z rozwojem firmy.

Lody mam we krwi - przyznaje Zbigniew Grycan

Już w XIX wieku lody produkował jego dziadek w Buczaczu na Kresach Wschodnich, na terenie dzisiejszej Ukrainy. Po wojnie rodzice Zbigniewa Grycana trafili do Wrocławia i tam też mieli lodziarnię o wdzięcznej nazwie „Miś”. Wtedy też prezes Grycan zarobił swoje pierwsze pieniądze. Jako mały chłopiec wbijał patyki do lodów „Pingwin”, które potem razem z kolegą roznosił w skrzynkach i sprzedawał. Byłem jeszcze za mały, żeby taką skrzynkę samemu dźwigać - wspomina - ale miałem starszego kolegę. On nosił, a ja kasowałem pieniądze, mieliśmy spółkę.

Szlify cukiernika Zbigniew Grycan zdobywał w Warszawie, w Hotelu Bristol. Potem jednak wrócił na Dolny Śląsk i tam pracował, ale ciągnęło go do Warszawy. Przełomowym wydarzeniem okazał się zakup lodziarni przy ulicy Puławskiej w Warszawie w 1979 roku, którą pod szyldem „Zielona Budka” prowadził przez ponad 20 lat, wspólnie z żoną Elżbietą.

Nie było dużej konkurencji, więc nie mieliśmy problemów z sprzedażą - opowiada Zbigniew Grycan- kłopoty były jednak z surowcami, cukier był na kartki, my mieliśmy nieduże deputaty, ale jakoś sobie radziliśmy. Lata 90-te to dynamiczny rozwój firmy w całym kraju. W 2001 roku Grycan sprzedał jednak firmę funduszowi Enterprise Investors. Miałem wtedy problemy zdrowotne i nie mogłem zajmować się firmą - opowiada przedsiębiorca. Byłem jeszcze przewodniczącym rady nadzorczej i dwukrotnie składałem rezygnację, zanim definitywnie odszedłem. Nie chciałem firmować zmian, jakie w firmie zachodziły.

Długo na emeryturze jednak nie wytrzymał

W 2004 założył firmę „Grycan - lody od pokoleń”, którą prowadzi wspólnie z żoną i jedną z córek - Małgorzatą. Kiedy ponad 11 lat temu zaczynaliśmy na nowo budować firmę - prawie wszyscy mieli mój numer komórkowy - opowiada Zbigniew Grycan. Sieć lodziarni rozwijała się bardzo szybko, nowych pracowników przybywało i kiedy pojawiały się jakieś problemy, musieliśmy się szybko kontaktować. Zresztą prezes lubi wszystkiego sam dopilnować. Przez wiele lat jeździł po Polsce i nocami pomagał w budowie lodziarni. Pracowaliśmy nocami, bo te lokale najczęściej znajdują się w centrach handlowych, w których w ciągu dnia toczy się zwyczajne życie - dodaje Grycan. Dzisiaj firma ma już ponad 140 kawiarni, cały czas jednak otwiera kolejne, także za granicą - w Pradze i Ostrawie. Lody marki Grycan można kupić też na świecie. Ostatnio dostałem nawet zdjęcie od dzieci, które były na wymianie szkolnej na Tajwanie i tam też w sklepie znalazły lody z Polski - śmieje się prezes.

Kultowym lokalem pozostaje jednak lodziarnia przy ulicy Puławskiej w Warszawie, którą odwiedzało wielu znakomitych gości, artystów, duchownych i polityków. Pamiętam panią Danutę Rinn, która zawsze zamawiała lody czekoladowe - opowiada Zbigniew Grycan. Przychodził do nas premier Tadeusz Mazowiecki z ochroną BOR. Lody u nas zamawiają sieci hoteli, jesteśmy dostawcami Prezydentów, także obecny miał już okazję kosztować naszych produktów, Episkopat również jest naszych klientem - wylicza Grycan.

Centrum rozwojowe firmy jest u państwa Grycanów w kuchni i nie tylko przy obiedzie niedzielnym, ale codziennie od rana do wieczora rozmawiają o lodach. Wszyscy też próbują nowych smaków. Testerami są również pracownicy, a najlepszymi podobno księgowe. Dzisiaj w ofercie jest ponad 60 smaków, kiedyś były tylko 3: śmietankowe, czekoladowe i truskawkowe, ale okazuje się, że do dzisiaj są to najpopularniejsze smaki i to nie tylko w Polsce. Spożycie lodów u nas wynosi około 4 litrów na osobę. Dla porównania w Szwecji, Finlandii czy Norwegii, czyli krajach, w których panują jeszcze mniej sprzyjające warunki pogodowe, spożycie lodów przekracza 10 litrów na osobę. Jest jeszcze ogromny potencjał do wzrostu konsumpcji - mówi Zbigniew Grycan - i dodaje, że daleko nam do największych "lodożerców", jakimi są Amerykanie.

Dzisiaj na rynku jest ogromna konkurencja

Wierzę jednak w nasz produkt i naszych klientów - podkreśla prezes Grycan. Branża spożywcza jest bardzo sprawiedliwa, bo każdy, biedny czy bogaty, ma podniebienie i jak mu coś posmakuje, to wróci. I jeszcze znajomych przyprowadzi.

Nigdy nie korzystaliśmy z żadnych dotacji państwowych ani środków unijnych, nie bierzemy kredytów. Nie nazwałbym tego konserwatywnym podejściem, tylko racjonalnym, bo wyznaję zasadę, że najlepiej liczyć na siebie - mówi Zbigniew Grycan. Poza praktykami w Hotelu Bristol ani jednej godziny nie przepracowałem na państwowej posadzie i nie chcę, żeby jakiś urzędnik decydował, jak mam swoją firmę prowadzić. A wśród urzędników wciąż jeszcze - moim zdaniem - pokutuje negatywny wizerunek "prywaciarza". Zbigniew Grycan wspomina dawną ustawę Wilczka, czyli ustawę o działalności gospodarczej opracowaną przez ministra przemysłu Mieczysława Wilczka w grudniu 1988 roku, która ze względu na liberalny charakter zaaktywizowała przedsiębiorców w Polsce po roku 1989. Zawsze apeluję do rządzących, aby przede wszystkim nie przeszkadzali i wtedy będzie dobrze - dodaje prezes Grycan.

O emeryturze nie myśli. Wspomina, jak kiedyś podczas podróży po Stanach Zjednoczonych na stacji benzynowej paliwo nalewał mu pracownik, który miał 89 lat. Trochę zaskoczony spytałem go, czy musi jeszcze pracować - opowiada Zbigniew Grycan - a tamten odpowiedział, że nie musi, ale chce. Ze mną jest podobnie, dopóki mam siły - chcę rozwijać moją firmę - dodaje prezes.

Sylwia Zadrożna

 

Polecane

Wróć do strony głównej