Ilustrowany Tygodnik Polski²: Wspaniałość Rzeczypospolitej: PiS najlepsze na syfilis i wpieriod do socjalizmu – Konfederacja nie powinna się tego bać!

WIADOMOŚCI BEZ ZAPRZAŃCÓW: (żadnych GWien, TVNienawiść itd)

OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.

Wspaniałość Rzeczypospolitej: PiS najlepsze na syfilis i wpieriod do socjalizmu – Konfederacja nie powinna się tego bać!

Wpieriod – do socjalizmu


      Nie jest dobrze. Może nie aż tak, jak to było w sztuce Sławomira Mrożka „Indyk”, gdzie w kolejnej rozmowie chłopów dowiadujemy się, że do Marcina ludzkim głosem przemówiła krowa. „Nie jest dobrze, Marcinie” - powiedziała. I słusznie – bo czyż jest dobrze? Jeśli ktoś chciałby utwierdzić się w przekonaniu, że jest dobrze, to powinien oglądać programy – chciałem napisać: informacyjne – ale to są audycje czysto propagandowe – w rządowej telewizji, a jak ktoś chciałby utwierdzić się w przekonaniu, że jest źle, to powinien oglądać programy propagandowe w telewizji nierządnej, czyli TVN – kiedyś pod kontrolą starych kiejkutów, obecnie - pod kontrolą jakichś Żydów. Za pośrednictwem tubylczych agitatorów tresują oni mniej wartościowy naród tubylczy do „nowoczesności i demokracji”, podobnie, jak przedtem – do komunizmu – a z kolei telewizja rządowa tresuje swoich wyznawców do socjalizmu. Wprawdzie główną siłą polityczną w sferach rządowych jest PiS, który uważa się i przez wielu wyznawców jest uważana za ugrupowanie prawicowe – ale chyba na tej samej zasadzie, jak wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler uważany jest dzisiaj za przedstawiciela prawicy i to skrajnej. Od krzewienia tego rodzaju nieporozumień są liczni politologowie, duraczący Bogu ducha winnych studentów w wyższych szkołach gotowania na gazie. Tak naprawdę jednak te kwalifikacje nie trzymają się kupy, bo cechą socjalizmu jest postępujące ekonomiczne uzależnianie obywateli od rządu. Tak było w III Rzeszy i tak jest we wszystkich współczesnych demokracjach – co zresztą jest całkowicie zgodne z opinią Karola Marksa, że najlepszym sposobem na zainstalowanie socjalizmu jest demokracja. Proklamowanie epidemii przyśpieszyło ten proces, co zresztą zauważył stary żydowski grandziarz finansowy Jerzy Soros, stwierdzając, że epidemia stanowi „rewolucyjną szansę” na przeforsowanie przedsięwzięć, które w warunkach normalnych byłyby albo niemożliwe, albo bardzo trudne do przeprowadzenia. Podział na polityczną prawicę i lewicę trzeba bowiem przeprowadzać według tego, jaki sposób podziału dochodu narodowego uważają za najlepszy. Jeśli ktoś uważa, że najlepszym sposobem jest podział przymusowy poprzez budżet państwa, to na pewno jest etatystą, a prawdopodobnie – socjalistą – najwyżej pobożnym. Jeśli natomiast uważa, że najlepszym sposobem jest podział dobrowolny poprzez rynek, to z pewnością jest wolnościowcem, a jeśli w dodatku głosi konserwatywne poglądy w sprawach społecznych i obyczajowych, to jest prawicowcem. To kryterium jest bardzo ważne, bo można z niego wyprowadzić nie tylko cały model państwa, ale i cały system prawny. I kiedy przyłożymy to kryterium do ugrupowań parlamentarnych w Polsce, to widzimy, że scena polityczna zdominowana jest przez ugrupowania socjalistyczne, a przynajmniej – etatystyczne, zaś jedynym ugrupowaniem prawicowym jest Konfederacja. Toteż nikogo nie powinien dziwić alians PiS z Lewicą przy forsowaniu ratyfikacji ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej. Dzięki m.in. polskiej zgodzie, Komisja Europejska zyska uprawnienie do zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej Unii oraz do nakładania „unijnych” podatków. Tę gorzką pigułkę rząd „dobrej zmiany” umoczył w słodkiej polewie, którą nazwał „Polskim Ładem”. Jego celem deklarowanym jest oczywiście takie przychylanie nam nieba, aż zobaczymy wszystkie gwiazdy, ale celem rzeczywistym jest postępujące ekonomiczne uzależnianie coraz szerszych kręgów społeczeństwa od rządu, to znaczy – od państwowej biurokracji. Ale nie tylko o uzależnianie chodzi. „Polski Ład” w ciągu najbliższych 9 lat będzie kosztował ok. 650 mld złotych – niezależnie od obecnych wydatków państwowych. Te pieniądze rząd będzie musiał wydrenować od obywateli albo poprzez wzrost podatków bezpośrednich, albo przez inflację, czyli przez wzrost podatków pośrednich, bo VAT i akcyza są wyrażone w postaci procentów od cen. Jeśli tedy ceny rosną, wzrastają również obciążenia podatkowe. Wreszcie – poprzez konieczność „obsługiwania” długu publicznego. W rezultacie jedyną grupą, która naprawdę na „Polskim Ładzie” skorzysta, będzie biurokracja.

      Koalicja Obywatelska jest w tej sytuacji bezradna, bo Naczelnik Państwa nie tylko ją, ale również Lewicę i PSL przelicytował. W tej sytuacji kolejnym sygnałem, że stare kiejkuty machnęły ręką na Platformę Obywatelską, jest powrót na scenę polityczną sprytnego pana Ryszarda Petru. Jak pamiętamy, pojawił się od jako Wielka Nadzieja Białych w 2015 roku, kiedy to stare kiejkuty starały się dostać na listę „naszych sukinsynów” Naszego Najważniejszego Sojusznika i w tym celu pokazały swoje możliwości – że w ciągu tygodnia nie tylko potrafią z niczego stworzyć partię polityczną, ale nawet sprawić, by wdzięczny naród obdarzył ją na „dzień dobry” 11 procentami zaufania. I teraz, po różnych przejściach – również z udziałem dam - Pan Ryszard wraca na scenę, jako twórca i szef „think-tanku” pod nazwą „Instytut Myśli Liberalnej”, który miałby zatrzymać „pełzające widmo komunizmu”. Dotychczas za zaporę przeciwko „komunizmowi” uchodziła Platforma Obywatelska, ale wobec całkowitej impotencji programowej tej partii, stare kiejkuty próbują wlewać stare wino w nowe bukłaki. Na taką inspirację wskazuje obecność przy panu Ryszardzie m.in. pana Piotra Niemczyka, „eksperta w zakresie bezpieczeństwa”, który w latach 90-tych był nawet zastępcą szefa Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa, za czasów generała Gromosława Czempińskiego, który ostrogi zdobywał za komuny w SB, a potem, dzięki operacji ”Samum”, został zaufanym Naszego Najważniejszego Sojusznika i w tym charakterze budował tajne służby demokratycznego państwa prawnego. Pan Niemczyk wygartywał rozmaitych kominów, przeszedł również przez „Nowoczesną” - podobnie jak inni uczestnicy „think-tanku” pana Ryszarda. Najwyraźniej stare kiejkuty nie ufają Konfederacji i dlatego ”pełzające widmo komunizmu” będzie zatrzymywał pan Ryszard, a nie Konfederacja. Z panem Ryszardem jest bowiem bezpiecznie; wiadomo, że pełzającemu widmu komunizmu żadnej krzywdy on nie zrobi, podczas gdy z Konfederacją nigdy nic nie wiadomo.

      Tymczasem w samym obozie „dobrej zmiany” doszło do zgrzytu. Niby nic – ale oprócz płomiennych demokratów z nieprzejednanej opozycji, wyraz swemu dyzgustowi dał również pan prezydent Duda i pan premier Morawiecki. Poszło o to, że nasza białoruska duszeńka, pani Swietłana Cichanouska, została skaptowana przez pana Rafała Trzaskowskiego na jakiś obóz, gdzie byłaby dodatkowo lansowana („a potem lansował mnie przez dwie godziny”) na Wielką Nadzieję Demokracji na Białorusi. Na wieść o tej czarnej niewdzięczności zawrzał gniewem pan wicemarszałek Terlecki i napisał, że jak tak, to niech pani Swietłana szuka auxiliów w Moskwie. Został za to potępiony, ale chyba niesłusznie – bo rada, wbrew pozorom, jest bardzo dobra. Gdyby pani Swietłana przelicytowała w obietnicach Aleksandra Łukaszenkę, to prezydent Putin zdmuchnąłby go w jednej chwili, jak gromnicę i na stolcu w Mińsku osadził ją. Tymczasem pan Trzaskowski może ją tylko wykorzystać i – jak to się mówi – zostawić z dzieckiem, podobnie zresztą, jak Naczelnik Państwa, któremu pani Sietłana jest potrzebna do drażnienia Aleksandra Łukaszenki. Ale tak już jest; każdemu, kto nawet niechcący powie prawdę, trzeba dać konia – żeby powiedział i uciekł. Niestety pan marszałek Terlecki nie ma dokąd uciekać, bo w służbie u Naczelnika Państwa spalił za sobą wszystkie mosty.



Wspaniałość Rzeczypospolitej


      W zakończeniu powieści „Krzyżacy” Henryk Sienkiewicz napisał: „Maćko i Zbyszko wrócili do Bogdańca. Stary rycerz żył jeszcze długo, a Zbyszko doczekał w zdrowiu i sile tej szczęsnej chwili, w której jedną bramą wyjeżdżał z Malborga ze łzami w oczach mistrz krzyżacki, drugą wjeżdżał na czele wojsk polski wojewoda, aby w imieniu króla i Królestwa objąć w posiadanie miasto i całą krainę aż po siwe fale Bałtyku.” Sienkiewicz napisał tę powieść jako literacką reakcję na „rugi pruskie”, to znaczy – zarządzone przez kanclerza Bismarcka wysiedlania z zaboru pruskiego Polaków, poddanych rosyjskich i austriackich. Kulminacyjnym momentem tej powieści jest bitwa pod Grunwaldem 15 lipca 1410 roku, w której król Władysław Jagiełło na czele wojsk koronnych i litewskich rozgromił wojska krzyżackie. Marsz Zakonu Krzyżackiego, jako forpoczty żywiołu niemieckiego na wschód został tam zatrzymany, chociaż scena wjazdu polskiego wojewody do Malborka odbyła się dopiero w roku 1466, kiedy to został on stolicą województwa malborskiego - i tak było aż do rozbioru Polski. Ale najdonioślejszym politycznym rezultatem tego zwycięstwa była Unia Horodelska podpisana 2 października 1413 roku. Na podstawie tego aktu Korona Polska i Wielkie Księstwo Litewskie instytucjonalizowało swoją polityczną współpracę. 47 rodów litewskich zostało dopuszczonych do polskich herbów i z tego tytułu korzystało ze wszystkich uprawnień szlacheckich. W rezultacie w środku Europy powstało ogromne państwo, rozciągające się od Międzyrzecza na zachodzie, aż do granic z Wielkim Księstwem Moskiewskim, wyznaczanych z tamtej strony przez Rżew, Możajsk, Kaługę i Orzeł, zaś dalej na południowy wschód rozciągała się Złota Orda. Na południu państwo to sięgało Morza Czarnego, bo Hospodarstwo Mołdawskie od 1387 roku, to znaczy – w trzy lata po unii polsko-litewskiej w Krewie – aż do roku 1497, kiedy to stało się lennem Imperium Osmańskiego – było lennem polskim. Dość powiedzieć, że państwo, którym władała królowa Jadwiga, liczyło sto tysięcy kilometrów kwadratowych, a w chwili śmierci Kazimierza Jagielloończyka – milion sto tysięcy kilometrów kwadratowych – nie licząc oczywiście lenn króla polskiego. O wpływach króla polskiego świadczą tytuły, jakimi posługiwał się syn Władysława Jagiełły i Zofii Holszańskiej, Władysław, zwany „Warneńczykiem” - jako że zginął w podczas wojny z Turcją w bitwie pod Warną w roku 1444. Królem został w roku 1434 w wieku lat 10 i początkowo w jego imieniu rządziła Królewska Rada Opiekuńcza – więc ów Władysław tytułował się jako król Polski, Węgier, Dalmacji, Chorwacji, Raszki, Bułgarii, Slawonii, ziemi krakowskiej, sandomierskiej, łęczyckiej, sieradzkiej, Kujaw, najwyższy książę Litwy, pan i dziedzic Pomorza, Rusi etc, etc. Po jego śmierci na tron powołany został w roku 1447 drugi syn Władysława Jagiełły i Zofii Holszańskiej, Kazimierz zwany Jagiellończykiem, który w roku 1444 był już Wielkim Księciem Litewskim. W wyniku wojny trzynastoletniej z Zakonem Krzyżackim odzyskał Pomorze Gdańskie, Malbork, Elbląg, ziemię chełmińską, michałowską i Warmię, czyli tzw. Prusy Królewskie. Prusy Zakonne ze stolicą w Królewcu, stanowiły lenno Polski. W ogóle lenna króla polskiego w owych czasach sięgały na zachodzie aż po Szwajcarię, podczas gdy na wschodzie i południu pojawiły się zagrożenia w postaci Księstwa Moskiewskiego, które w tym czasie zrzuciło jarzmo tatarskie, a na południu – Turcji.

      Państwo polsko-litewskie stało się europejskim mocarstwem i królowi Kazimierzowi proponowano nawet koronę cesarską. Ożenił się on z Elżbietą Rakuszanką z rodziny Habsburgów. Z małżeństwa tego było 13 dzieci, w tym sześciu synów, z których czterech zostało królami. O małżeństwo z córkami Kazimierza Jagiellończyka ubiegali się przedstawiciele królewskich i arystokratycznych rodów europejskich. Wnuczka Kazimierza Jagiellończyka, a córka Władysława, Anna, w roku 1521 wyszła za Ferdynanda I Habsburga, syna Filipa Pięknego i Joanny Obłąkanej, brata cesarza Karola V. Synem Anny Jagiellonki był Maksymilian, a dzięki jego córce Elbiecie, Anna Jagiellonka może uważać się za babkę Walezjuszów. Z kolei syn Maksymiliana, Filip, reprezentuje już Habsburgów hiszpańskich. Poprzez drugą córkę, Annę, żonę Bogusława księcia pomorskiego Gryfity i ich córkę Zofię, Jagiellonowie spokrewnili się z dynastią Schleswig Holstein-Gottorp, od której pochodzą imperatorzy Rosji, m.in. Katarzyna II. Z kolei od innej córki Kazimierza Jagiellończyka, Zofii i jej małżeństwa w Fryderykiem pochodzą Hohenzollernowie. Od Jadwigi Jagiellonki – bawarscy Wittelsbachowie, zaś od Anny, poprzez jej córkę Marię, jej córkę Małgorzatę i jej córkę Annę Austriaczkę, pochodzi król Francji Ludwik XIV. Wnuczka Kazimierza Jagiellończyka, córka Zygmunta Starego, Katarzyna, dała życie aż dwojgu królewskim dzieciom: węgierskiej królowej Izabeli, żonie Jana Zapolyi i Zygmuntowi III Wazie, królowi szwedzkiemu i polskiemu, ojcu następnych królów polskich: Władysława IV i Jana Kazimierza. Z kolei wnuczka wspominanej tu Anny Jagiellonki, Maria Magdalena, była matką Medyceuszy. Potomstwo Kazimierza Jagiellończyka spokrewnione jest też z Wettynami i Gonzagami.

      W roku 1507 na tronie polskim zasiadł jeden ze starszych synów Kazimierza Jagiellończyka, wcześniej już Wielki Książę Litewski, Zygmunt I Stary. Wkrótce po objęciu tronu, podjął wyprawę wojenną przeciwko Moskwie, w której zasadniczo wojowały wojska litewskie, a polskie udzielały pomocy. W roku 1508 połączone wojska rozbiły siły moskiewskie pod Orszą, a powiadają, że słynny dzwon Zygmunt w katedrze wawelskiej został odlany ze zdobytych tam rosyjskich armat. Za panowania tego króla przebudowano zamek na Wawelu, który – zwłaszcza kiedy porównać go z Zamkiem Królewskim w Warszawie – daje świadectwo o potędze ówczesnego państwa polskiego. Panowanie Zygmunta Starego, podobnie jak panowanie Zygmunta Augusta – syna Zygmunta Starego i Bony Sforza – uważane jest w historii Polski za „wiek złoty”. Za panowania Zygmunta Augusta, w roku 1560 doszło do zawarcia Unii Lubelskiej, która dotychczasowe, wcześniejsze unie personalne, przekształcała w unię realną. „Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie jest jedno nierozdzielne i nierożne ciało, a także nierożna, ale jedna spolna Rzeczpospolita, która się ze dwu państw i narodów w jeden lud zniosła i spoiła”. W epoce Unii Lubelskiej Rzeczpospolita nie sięga już tak daleko na wschód, jak przedtem, a Smoleńsk, Połock i Czernichów leżą już poza jej granicami.

      Dynastia Jagiellonów wygasa na Zygmuncie Auguście. Po nim wolna elekcja wysunęła na tron polski Henryka Walezego, który jednak wkrótce wyjechał do Francji, a po nim, po pokonaniu austriackiego arcyksięcia Maksymiliana przez Jana Zamoyskiego pod Byczyną, kolejnym królem polskim został Stefan Batory. Wojując z carem Iwanem IV Groźnym, na 100 lat odepchnął Rosję od Bałtyku odzyskując Inflanty. W roku 1586 Stefan Batory zmarł, a po jego śmierci na polski tron wstąpił Zygmunt III Waza. Za jego panowania Polska, wykorzystując zamieszanie po śmierci Iwana Groźnego, próbowała robić w Rosji dywersję przy pomocy Dymitra Samozwańca, którego żoną została córka jednego z polskich maganatów, Maryna Mniszchówna, kobieta odważna („mam tu półtorasta Dońców...”). Dymitr został zabity w wyniku buntu kierowanego przez Wasyla Szujskiego, jego ciało spalono, a prochy wsadzono w armatę i wystrzelono w kierunku Polski. Ale Maryna rozpoznała swego męża w następnym Dymitrze, a magnaci litewscy dostarczyli mu pieniędzy i żołnierzy, między innymi Aleksandra Lisowskiego, na czele tzw. „lisowczyków”, którzy odznaczali się zarówno odwagą, jak i okrucieństwem i z tego powodu nie brano ich do niewoli, tylko od razu mordowano. Skończyła się ta dywersja bitwą pod Kłuszynem, gdzie wojska polskie, dowodzone przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego rozgromiły wojska rosyjskie, a tamtejsi bojarzy podpisali ugodę w sprawie powołania na tron moskiewski syna Zygmunta III Wazy, Władysława. Hetman Stanisław Żółkiewski zajął Moskwę, tamtejszy Kreml przez dwa lata obsadzony być przez polską załogę. Hetman wziął też do niewoli cara Wasyla Szujskiego, który na Zamku Królewskim w Warszawie złożył hołd królowi Zygmuntowi III. To było jedną z przyczyn, dla której po II wojnie światowej Zamek Królewski tak długo nie mógł być odbudowany. Nawiasem mówiąc, rocznica ewakuacji polskiej załogi z Moskwy jest dzisiaj świętem armii rosyjskiej.

      I wreszcie poziom materialny szlachty w owych czasach. Oto Ludwik Kubala w „Oblężeniu Zbaraża” podaje w przypisach „Komput rzeczy porabowanych i potraconych pod Zbarażem Jakuba Michałowskiego, wojskiego lubelskiego, chorążego nadwornej chorągwi”:
Kontusz aksamitny, niestrzyżony, czerwony, takimże atłasem podszyty, ze złotymi pętlicami. Delia karmazynowa, strzyżona, ze złotymi potrzebami, takimże atłasem podszyta, ze złotymi guzami wielkimi. Delia tabinowa, zielona, ze złotymi guzikami, takimże atłasem podszyta. Kontusz tabinowy, lazurowy, ze złotymi pętliczkami, atłasem podszyty. Kontusz amarantowy ze złotymi pętlicami. Żupan karmazynowy atłasowy, ceglasty atłasowy, brzoskwiniowy atłasowy. Ubranie karmazynowe podszyte. Falandysz lazurowy na ubranie. Czapek sobolich, aksamitnych dwie. Płaszcz karmazynowy jedwabny, wielki sakiewski.Nóż turecki. Szabeltas haftowany złotem. Welensów trzy. Siedem kap z herbami na konie. Platów aksamitnych do kulbak dwie. Mituk półszkarłatny, zielony, z frędzlą długą u dołu. Kulbaka aksamitna, karmazynowa, srebrem oprawna, za którą 360 zł dałem. Kulbaka safianowa. Kulbaka podróżna z pistoletami. Misiurka. Kobierzec z obwinięciem, w którym chusty białe, koszulek kilka pod żupany atłasowe i dołomany, chustki, prześcieradła, obrusy, serwety, podszewki itp. Puzdro cyny i talerzy. Naczynia kuchenne: kotły, garnce miedziane wszystkie. Karwaszów par dwie. Karwasze złociste. W szkatułach łańcuch z trzema portugałami, dwa pierścienie, kubek srebrny, solniczka srebrna. Szkatuła korzenna wielka, zapełniona. Apteka wielka, pełna ingrediencji. Kobeł trzy. Muszkiet węgierski. Proporców dziewięć. Czaprak aksamitny, wiśniowy ze złotymi wielkimi kwiatami. Kapa wielka. Namiot. Łóżko. Prochu dwa kamienie. Koszulka dziana. Dwa szyszaki. Pasy dwa do zbroi z przedniej blachy. Wina 60 garncy. Petercymonu baryła. Małmazji białej i czerwonej puzdro. Cytrynowego soku flasza garncowa, fiołkowego druga. Wódki puzdro. Gorzałki przedniej dwie baryły. Pierników, biszkoptów, konfektów niemało. Dwa wozy skarbowe, czerwonym suknem poszyte, po 6 koni. Jeden wóz skórą obity, skarbowy, z 4 końmi. Teleszka z jednym koniem, Klacz naręczna (zdechła w drodze) i podjezdek. Pleśniwego konia. Źrebca gniadego. Należnego kałuskiego konia wolskiego, struszowskiego i cisawego, także od karetki para koni ze wszystkimi szorami wzięto i od wszystkich wozów cugi pobrano. Legominy wszystkie. Szynek sześć. Wóz wołowy z legionami i pięć wołów. Talszesanów kilkanaście. Pieniędzy dwa worki, pościel i ksiąg siedem.

      Jeśli pan Michałowski tyle rzeczy „gubi”, to co biorą ze sobą senatorowie, tak w Polsce bogaci? Według mnie, ta notatka odtwarza wspaniałość Rzeczypospolitej lepiej, niż wielotomowe dzieła – pisze Stanisław Cat-Mackiewicz, w książce „Odeszli w zmierzch”.



PiS najlepsze na syfilis


      Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, ma wrogów nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, podobnie jak Wiktor Orban. Właśnie Parlament Europejski uchwalił rezolucję, krytykującą Komisję Europejską za niedostatecznie ostre konsekwencje wobec Węgier i Polski, w związku z nakazaną przez Naszą Złotą Panią walką o praworządność w naszym bantustanie. Jakby tego było mało, w związku z tym, krążą fałszywe pogłoski, jakoby papież Franciszek podczas swojej podróży na Węgry, będzie unikał bliskiego spotkania III stopnia z Wiktorem Orbanem. We wrześniu przekonamy się, czy w tych fałszywych pogłoskach było ziarenko prawdy – ale już dzisiaj możemy powiedzieć, że coś może być na rzeczy. Oficjalnym powodem papieskiej powściągliwości ma być niechętny stosunek Wiktora Orbana do przyjmowania tak zwanych „uchodźców”, to znaczy – drapichrustów z Afryki i Azji – którzy chcieliby się w Europie załapać na socjal, który gitowcy nazywają „mordochłapstwem”. W większości bowiem są to osobnicy tacy, jak pewien Afgańczyk. Pytany, dlaczego chce schronić się w Europie odparł, że już nie może wytrzymać ucisku ze strony... syryjskiego reżymu. Ale chociaż oficjalne powody rzadko bywają prawdziwe, to w tym może być ziarenko prawdy. Rzecz w tym, że w sprawie imigrantów Nasza Złota Pani narobiła w ciągu dwóch lat tyle głupstw, że starczyłoby ich na całe stulecie. W reakcji na te błazeństwa na niemieckiej scenie politycznej pojawiła się Alternatywa dla Niemiec, z którą być może będziemy mieli zgryzoty jeszcze większe, niż ze skomunizowanymi niemieckimi „chadekami”. Pamiętamy, że Nasza Złota Pani była nieutulona w żalu, iż przywódcy niektórych krajów nie tylko nie chcą jej naśladować, ale nawet sprzeciwili się „kwotom” imigrantów, które ona chciałaby im poprzydzielać, kiedy dotarło wreszcie do niej, co narobiła . Ponieważ najbardziej sprzeciwiał się Wiktor Orban i nasz Naczelnik Państwa, to Nasza Złota Pani, proklamując walkę o praworządność, wzięła na celownik właśnie ich, a w jej imieniu i na jej zlecenie nagonkę prowadzą nie tylko instytucje unijne, ale i folksdojcze i Żydowie z „Gazety Wyborczej”. Warto zwrócić uwagę na ten foedus folksdojczów z Żydami – bo to jest dodatkowa ilustracja koordynacji polityki historycznej żydowskiej z niemiecką. No dobrze – ale dlaczego papież Franciszek może posłuchać Naszej Złotej Pani i nie dotknąć Wiktora Orbana nawet przez papierek? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Rzecz w tym, że podstawą watykańskich finansów są nadal wpłaty Kościoła niemieckiego i amerykańskiego. Na ten trop wskazuje również okoliczność, że Stolica Apostolska toleruje głoszenie przez niemieckich biskupów jawnych herezji i podlizywanie się zboczeńcom seksualnym. Nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem i wygląda na to, że Spiżowa Brama nie jest wyjątkiem.

      Całe szczęście, że papieżowi Franciszkowi nie przyszedł do głowy pomysł ponownego przyjazdu do Polski, bo miałby problem, czy spotkać się z Naczelnikiem Państwa i jego pomazańcami, czy też ominąć ich szerokim łukiem i pobratać się z folksdojczami i Żydami. Chociaż żydowska gazeta dla Polaków co i rusz nieubłaganym palcem wytyka Kościołowi rozmaite występki Niebu obrzydłe, pilotuje akcję apostazji i nadyma uważanego za delegata Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo pomorskie pana Adama Darskiego - to Polska prawdopodobnie i tak pozostanie semper fidelis, więc nie ma co się wysilać. Żydowie i folksdojcze to co innego. Ich sympatie i antypatie zależą od mądrości etapu, więc trzeba o nie nieustannie zabiegać. Zobaczymy tedy, co papież Franciszek powie polskim biskupom, których – jak powiadają - „w trybie pilnym” wezwał we wrześniu do Rzymu.

      Wróćmy jednak do Naczelnika Państwa. Ma on, jak wspomniałem, wielu wrogów, ale ma też rzesze wyznawców, no i oczywiście – przyjaciół. Mniejsza już o wyznawców, ale z tymi przyjaciółmi bywają kłopoty – o czym zresztą pisał Adam Mickiewicz w bajce o zającu i niedźwiedziu. Niedźwiedź zaprzyjaźnił się z zającem i kiedy tylko go spotkał, to „zawsze go osapał, odrapał, zawsze nasz zając skrzeczał przeraźliwie...” - i tak dalej. Wreszcie pewnego razu zmęczony tymi karesami zając usnął, a na jego nosie usiadła mucha. Już zabierała się, by zająca boleśnie ukąsić, kiedy niedźwiedź oburzony jej zachowaniem grzmotnął ją łapą i zabił – ale zabił również zająca. „Mądry przeciwnik często mniej zaszkodzi, niźli przyjaciel serdeczny, a głupi” - komentuje Mickiewicz.

      Niedawno tedy gruchnęła wieść, że pewna dama zamierza nakręcić film o bohaterskim uczestnictwie Naczelnika Państwa miedzy innymi w tak zwanej „opozycji demokratycznej” w latach 70-tych. Ogromnie byłem tym pomysłem zaciekawiony – co też pani reżyserowa pokaże i poda do wierzenia – bo chociaż sam w tej opozycji w latach 70-tych uczestniczyłem, to nie przypominam sobie, by uczestniczył w niej również Jarosław Kaczyński. Tych opozycjonistów nie było wtedy tak wielu, więc w środowisku jeden o drugim coś tam musiał wiedzieć. Niestety doznałem zawodu, bo oto media przyniosły nowinę, że na wieść o planowanym filmie Naczelnik Państwa się „wściekł” i uznał ten projekt za „prowokację”. No cóż; mówi się: trudno – chociaż nie ukrywam, że chętnie bym się dowiedział również o tym fragmencie bohaterskiej przeszłości Naczelnika Państwa.

      Ale film – filmem – a tymczasem na sprzyjającym Naczelnikowi i w ogóle – obozowi „dobrej zmiany” poświęconym portalu „Fronda” ukazała się publikacja, przekonująca, jak to dobrze, że rządzi Prawo i Sprawiedliwość. Gdyby bowiem rządziła Platforma Obywatelska, a zwłaszcza – Konfederacja - to nasz i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwy kraj, nękałyby epidemie: jak nie ospy, to cholery, jak nie cholery, to dżumy, jak nie dżumy, to syfilisu – i tak dalej. Chodzi oczywiście o propagandę „wyszczepiania”, w którą „Fronda” właśnie się włączyła – mam nadzieję, że nie bezinteresownie, bo chyba rząd po cichu sypnął złotem zarówno „celeberytom”, jak i niezależnym mediom, które w związku z tym uwijają się, jak w ukropie. Niewątpliwie autor publikacji chciał jak najlepiej, ale co z tego, kiedy wyszło, że Prawo i Sprawiedliwość jest najlepszym remedium na... syfilis? Może to prawda – ale nie wydaje mi się, by Naczelnikowi Państwa zależało akurat na takiej herostratesowej sławie, że nolens-volens będzie już zawsze kojarzony z syfilisem. Co tu dużo gadać; Naczelnik ma mnóstwo zgryzot z powodu swoich wrogów, ale wygląda na to, że przyjaciele dostarczają mu ich co najmniej tyle samo, albo nawet jeszcze więcej.



Konfederacja nie powinna się tego bać!





Stanisław Michalkiewicz mówi między innymi, czy słychać coś nowego w sprawie realizacji ustawy 447 (just 447), obowiązkowej religii w szkole, @Konfederacja i ewentualnej koalicji z innymi partiami, a także Mehmecie Ali Agcy.




© Stanisław Michalkiewicz
13-17 czerwca 2021
www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © brak informacji / za: www.youtube.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz