Można było przyjść pieszo, a odjechać mercedesem? | TrafNews
More

    Można było przyjść pieszo, a odjechać mercedesem?

    Już w sobotę 22 kwietnia po raz pierwszy w sezonie 2023 pójdzie bomba w górę na warszawskim Służewcu. Z tej okazji największe sensacje i wypłaty w totalizatorze przypomina wieloletni sprawozdawca wyścigowy „Życia Warszawy” Jan Zabieglik.

    Za mojej bytności na warszawskim Torze Służewiec (od 1978 roku), z aktorów najczęściej widywałem Jana Englerta, ale nigdy nie spotkałem śpiewającego satyryka Wojciecha Młynarskiego. Jednak widocznie musiał bywać wcześniej, bo inaczej nie mógłby napisać genialnego tekstu pt. „Bomba w górę”, zawierającego tyle trafnych spostrzeżeń i dowcipnych, wyścigowych szczegółów, do którego równie genialną, tętniącą końskim galopem muzykę skomponował Tadeusz Suchocki. Ich piosenka stała się nieśmiertelnym warszawskim hitem w wykonaniu Jaremy Stępowskiego. W trzeciej zwrotce narrator zauważa:

    „Wiesz pan fryzjer, co się wczoraj zgrał z kretesem,
    Dziś był pieszo, a odjechał mercedesem.”.

    Czy rzeczywiście na przykład w latach 60. i 70., a także później, o czym mogą zaświadczyć uczestnicy ówczesnych zakładów wzajemnych(*), można było za wygraną w jednym dniu kupić sobie mercedesa? Moi znajomi twierdzą, że jeżeli już, to jednak nie nowego, lecz przechodzonego. Jednak kto wie, być może ktoś wygrywał wtedy nawet kilkaset tysięcy złotych (tak duże były obroty), ale przecież raczej się tym nie chwalił, aby nie mieć dodatkowo do czynienia z fiskusem.

    Redaktor Ciszewski kochał piłkę, żużel i… wyścigi konne

    Najbardziej znanym, spektakularnym przykładem rekordowej wygranej na wyścigach w epoce wczesnego Gierka było mistrzowskie zagranie niezwykle popularnego w tamtych latach redaktora sportowego TVP Jana Ciszewskiego, który oprócz piłki nożnej i żużla, miał trzecią pasję – wyścigi konne. Dzięki niemu przez całą gierkowską dekadę, ważne wydarzenia na Służewcu były transmitowane przez telewizję.

    W książce „Bomba w górę” Eugeniusza Halskiego i Wojciecha Bukata jest na stronie 36 następujący fragment dotyczący gonitwy Derby w 1971 roku: „Oglądającym wyścig w telewizji pozostał w pamięci krzyk prowadzącego transmisję Jana Ciszewskiego – „Dawaj Daglezja!”. Okazało się, że znany sprawozdawca sportowy trafił porządek Daglezja – Durango piętnastoma biletami. Za bilet 20-złotowy płacono 4128 złotych (206,4:1). Pan Janek zgarnął wtedy dokładnie sumę 61 920, za którą rok później kupić można było malucha.”.

    Jan Ciszewski podczas komentowania wyścigów na Służewcu, obok dyrektor toru Leszek Gniazdowski. Fot. archiwum TVP

    Redaktor Ciszewski nie ograniczał się jedynie do popularyzacji w Telewizji Polskiej gonitw ze Służewca. Zapamiętałem dwie jego transmisje z 1975 i 1976 roku, z Nagrody Europy w Kolonii. Zwyciężał wtedy niemiecki Windwurf pod wybitnym polskim dżokejem Jerzym Jednaszewskim. Gdy w końcu lat 70., oprócz gry „z góry” (na zwycięskiego konia), „po francusku” (na miejsca 1-3) oraz tripli (na zwycięzców trzech kolejnych gonitw), doszedł jeszcze jeden zakład – tierce (na trzy konie w jednej gonitwie po kolei lub w kombinacjach), który był rozgrywany tylko w jednej, wybranej specjalnie gonitwie niedzielnej, dzięki red. Ciszewskiemu konie biorące udział w tym biegu były pokazywane w piątek w telewizji.

    Jedną z większych wygranych w tierce – 11 664 za 20 zł (583:1) – zainkasował mój kolega z „Życia Warszawy”, który chodził na wyścigi od wielkiego dzwonu. W Derby dla koni arabskich w 1980 roku postawił na mlecznobiałego Mahonia, powszechnie uznawanego za lidera (pomocnika) Coriolana, faworyta ze stajni Jaroszówka, prowadzonej przez Łukasza Abgarowicza, późniejszego parlamentarzystę (w latach 2001-2017). Tymczasem Mahoń rzeczywiście poprowadził zgodnie z oczekiwaniami, ale na ostatniej prostej… nie dał się dogonić i dociągnął pierwszy do mety przed Sartem i Szafranem, a Coriolan był czwarty. Brak faworyta w trójce spowodował tak wysoką wypłatę. Stanowiła ona wtedy prawie równowartość dwóch średnich miesięcznych zarobków w redakcji.

    Oczywiście, że mu zazdrościłem, choć starał się jak mógł, żeby mnie odpowiednio ugościć w słynnym barze „Pod dwójką”, przy zbiegu ul. Marszałkowskiej i al. Szucha, naprzeciwko naszej redakcji. Byłem już wtedy bardziej od niego zaangażowany w wyścigi, ale moja najwyższa jednorazowa w tamtych latach wygrana, była prawie dwukrotnie niższa. Za trafiony w 1979 roku czterema biletami fuksiarski (mało liczony) porządek Saratow – Dziwny, za który płacono 1532 zł, nagle wzbogaciłem się o ponad 6 tys. zł, a zarabiałem wtedy (pensja plus wierszówka) niewiele więcej. 

    Najlepiej grać na pochodzenie

    Ta wygrana spowodowała, że na dobre wsiąkłem w wyścigi, o których następnie pisałem i dawałem typy w „Życiu Warszawy”, tydzień w tydzień, od 1981 do 2011 roku, kiedy to ta niegdyś najpopularniejsza obok „Expressu Wieczornego” stołeczna gazeta, po 67 latach istnienia przestała się ukazywać w wydaniu papierowym.

    Dodajmy, że „Expresiak”, który był popołudniówką, też pisał sporo o wyścigach. Za moich czasów piórem red. Zbigniewa Zaperta, także autora popularnych tekstów piosenek m.in. tej o grzecznym hipopotamie, śpiewanej przez Kasię Sobczyk z „Czerwono-Czarnymi”, jednak nie tak dużo jak moi poprzednicy, Ignacy Gawryluk i Wojciech Krukowski, oraz ja w „Życiu Warszawy”. 

    Fachową rubrykę wyścigową prowadził też JON w „Kurierze Polskim”, a bardzo interesujące felietony wyścigowe pisali co tydzień Edmund Grzybowski (zastępca red. naczelnego tygodnika „Stolica”) oraz Zdzisław Umiński (kierownik działu kultury w paxowskim tygodniku „Kierunki”), znany pisarz warszawski, mający w swym dorobku również zbiór opowiadań pt. „Wielka Warszawska” oraz powieści „Stawka na pechowego konia” i „Hazardziści”. 

    Wielką fanką gry na wyścigach była też niezwykle popularna autorka powieści obyczajowo-kryminalnych Joanna Chmielewska. Z takich jej książek, jak „Wyścigi” i „Florencja, córka Diabła” można się było dowiedzieć wiele interesujących wiadomości o gonitwach od podszewki i przeżywać razem z bohaterami wielkie emocje związane z przebiegiem gonitw. Jedną z celniejszych wyścigowych rad, jakie zapamiętałem z tej lektury, była ta, że najlepiej jest grać „na pochodzenie”. Czyli tu pochodzić, tam pochodzić, i zawsze człowiek się czegoś dowie.

    Siedem piw za wyścigową stawkę!

    Trzeba sobie zdawać sprawę, że w porównaniu z dzisiejszymi, ceny ówczesnych zakładów pojedynczych i porządkowych (20 zł) były kilkakrotnie, a w triplowych 10-krotnie wyższe (30 zł). Pamiętam, że za tak lubiane przeze mnie piwo warszawskie (z zieloną nalepką) płaciłem 3 zł, czyli za pieniądze wydane na wyścigach na jeden bilet dwudziestozłotowy (na zwycięzcę lub porządek) mogłem sobie po dodaniu złotówki kupić aż 7 butelek tego niezapomnianego chmielowego napoju o pojemności 0,33 l, albo prawie pół kilograma kiełbasy zwyczajnej, której cena (44 zł) nie zmieniła się, począwszy od połowy lat 60., przez kolejnych kilkanaście lat. Na wyścigach pod względem stawek też był constans.

    Kolejki do kas na trybunie środkowej na Służewcu

    Dzisiaj stawka w totalizatorze pojedynczym wynosi 5 zł (20 dag taniej kiełbasy), a w porządkowym i triplowym – 3 zł (jedno piwo, 10 dag tańszej kiełbasy). Czyli ówczesna gra na wyścigach, jak już nigdy potem, była dość wysoce kosztowna. Pamiętam, że gdy zdarzały mi się okresy gorszej prosperity na torze, składałem się z kolegą po 10 zł, żeby obstawić w kasie porządek.

    Gdyby dzisiaj stawki były w proporcji do cen podstawowych artykułów żywnościowych jak przed 50 laty (np. 15 zł za porządek), to zaraz by się podniósł pod adresem organizatora jeden wielki krzyk – „Złodzieje!”.

    Durand największym fuksem nie tylko w historii Służewca?

    Solą wyścigów są fuksy, czyli konie, które mają jedynie statystyczne szanse na wygraną. Ale w gonitwach najniższych grup, w których biorą udział sami słabeusze, wielkie niespodzianki zbytnio nie dziwią. Dopiero gdy wygrywa koń, który ma dalsze, albo nawet ostatnie notowania, np. w kilkunastokonnej stawce w Derby, wtedy wszyscy, i fachowcy i zwykli gracze, łapią się za głowę, jak to się mogło zdarzyć!

    Wygrana wspomnianej wyżej Daglezji, która zdobyła pierwszą błękitną wstęgę Derby dla najbardziej utytułowanego w historii trenera na Służewcu (14 zwycięstw w Derby, w tym jedno za granicą, 10 w Wielkiej Warszawskiej) Andrzeja Walickiego, była tylko niespodzianką sporego kalibru, bo wypłata za nią „z góry” wyniosła 274 zł za 20 zł (13,7:1). Musiała więc być ta klacz liczona co najmniej w czwartej kolejności. Ale porządek (4128 za 20 zł) z mniej docenianym Durango, okazał się jak na tamte lata rekordowy. Dopiero 22 lata później, w 1993 roku, także w Derby padły dwa rekordy, których rozmiary dziś trudno pojąć. Może również dlatego, że wskutek bardzo wysokiej inflacji prawie wszyscy pracujący byli wtedy milionerami.

    Legendarny porządek w Derby 1971 na Służewcu – wygrywa Daglezja przed Durango. Fot. Mirosław Iringh

    Zacznijmy od tego, że bitą faworytką była wówczas trenowana przez Stanisława Sałagaja – Upsala. Jednak w połowie ostatniej prostej została pokonana przez liczonego w ostatniej kolejności Duranda, trenowanego przez Dorotę Kałubę (wcześniej jej koń pełnej krwi angielskiej nie wygrał Derby na Służewcu), dosiadanego przez zaledwie 18-letniego starszego ucznia Mirosława Pilicha. Osłupienie było powszechne nie tylko po zakończeniu wyścigu (Durand wygrał o 3,5 długości przed Upsalą, za którą tylko 0,5 dł. finiszował Szalom), ale również po ogłoszeniu wypłat. Za stawkę 5000 zł totalizator pojedynczy płacił 665 900 (133:1), za porządek (z faworytką) – 17 409 900 (3482:1), a za dwójkę aż 33 551 000 (6710:1).

    Jaką wartość miały wtedy te wypłaty? Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto wynosiło 3 904 300 zł, czyli wypłata za porządek stanowiła równowartość w przybliżeniu ponad 4,5 przeciętnej pensji, a za dwójkę około ośmiu pensji. Ale nowego, dobrego samochodu za takie sumy nie można było kupić, bo np. Polonez Caro o pojemności silnika 1500 cm3 kosztował aż 112 024 518 zł.

    Niskie stawki przed i po denominacji

    Koszt wyścigowej stawki na wyścigach na początku lat 90. – 5000 zł – był niski, bo np. moja gazeta kosztowała wtedy 4 000 zł. Podobnie było po denominacji, która weszła w życie w 1995 roku. Stawka we wszystkich grach wynosiła złotówkę. Istniało siedem rodzajów zakładów wzajemnych: góra (na zwycięzcę), porządek, trójka, czwórka i piątka (na – kolejno – dwa, trzy, cztery i pięć pierwszych koni w jednej gonitwie), tripla i kwinta (na zwycięzców trzech i pięciu kolejnych gonitw). Teoretycznie za wspomnianą złotówkę można było wygrać nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, bo tyle wynosiły niekiedy wypłaty kwinty.

    Niepobity do dziś rekord wypłaty w tym zakładzie padł 27 października 1996 roku. Aż trudno uwierzyć, że za wytypowanie pięciu kolejnych zwycięzców: Zony (4,20:1 z góry), Szałwii (5,75:1), Ekura (11,65:1), Velura (5,80:1) i Druida (4,00) zapłacono aż 94 115 zł bez podatku.

    Wśród koni, które wygrały w rekordowej kwincie na Służewcu w 1996 roku był arabski derbista Druid, dosiadany najczęściej przez Tomasza Dula


    Trzy lata później, 14 października 1999 roku, wyjątkowo w czwartek, bo wyścigi przez lata odbywały się trzy razy w tygodniu, w soboty, niedziele i środy, doszło do najwyższej w dziejach Służewca, czwartej kumulacji w tej grze, która osiągnęła 332 854 zł.

    Konsorcjum zagrało wszystkie konie w kwincie?

    Wspomniana kumulacja spowodowała niebywałą mobilizację uczestników zakładów wzajemnych. Tworzyły się konsorcja po kilku grających, którzy wykładali po kilkaset złotych, żeby szeroko zagrać.

    Tor był ciężki, więc spodziewano się, że mogą się zdarzyć niespodzianki, które spowodują, że wypłata może być bardzo wysoka. Podobno sześciu „tęgich” graczy postanowiło pójść na całość i zaryzykowało zagranie wszystkich koni we wszystkich pięciu gonitwach. Koszt takiego zagrania: 9x6x7x7x7 wynosił 18 522 zł, musieli więc wyłożyć po ponad 3000 zł każdy. Jeśli ta wyścigowa fama, o której było głośno co najmniej do zakończenia sezonu, nie była tylko czyimś wymysłem, jej bohaterowie odnieśli jednak sukces, bo trafionych zostało tylko pięć biletów po 66 570 zł każdy, czyli po odliczeniu kosztów każdy z nich był do przodu po 8095 zł. Wygrały wtedy konie: Ewrim (tot. poj. 14,20), Francis Boy (17,05), Zeniza (12,55), Dako (6,85) i Melodia (21,40).

    Dla kogoś, kto sam trafił bilet wart 66 571 zł, były to już bardzo duże pieniądze. Pamiętam, że na stanowisku kierowniczym zarabiałem w „Życiu Warszawy” ok. 4000 zł. Fiat Seicento o poj. silnika 899 cm3 kosztował wtedy 21 900 zł, a Polonez (silnik 1600 cm3) – 22 350 zł, czyli można było kupić trzy takie auta. Z moich znajomych trafił tę kwintę tylko czołowy wtedy brydżysta w kraju, Apolinary Kowalski.

    Grający dość często narzekali, że w zakładzie kwinty nie trafili tylko jednego konia. Chcąc osłodzić im gorycz takich porażek, na początku XXI wieku wprowadzono dodatkowo tzw. kwartę. Pule kwint były dzielone na pół. Jedną połowę przeznaczono na wypłaty za kupony bezbłędne, a drugą na zakłady z jednym błędem (kwartę). Z tej efemerydy jednak ostatecznie dość szybko zrezygnowano, bo ci, którym udało się trafić kwintę, tym razem narzekali, że odbierali o połowę mniejsze pieniądze, natomiast wypłaty za kwartę były mało atrakcyjne. Najwyżej płacono po kilkaset złotych, a najczęściej po kilkadziesiąt. Raz tylko zdarzyło się, podczas Wielkiej Warszawskiej w 2003 roku, którą wygrała Tulipa, że nikt nie trafił także kwarty!

    Warte uwagi są także inne ówczesne najwyższe wypłaty. Na przykład za rekordową piątkę zapłacono w listopadzie 1995 roku – 43 800 zł. Była to równowartość 4-letniej pensji lekarza specjalisty w państwowej służbie zdrowia oraz ponad dwukrotna wartość głównej wygranej – 20 000 zł w teleturnieju Wielka Gra. Najwyższa wypłata w czwórce, ale już za stawkę 2 zł, wyniosła w Derby 2003 za konie: Young Islander – Tiarella – Darab – Nechemia 35 580 zł. Za taką sumę można było kupić Toyotę Yaris lub Chevroleta, albo wyposażenie luksusowej łazienki: jacuzzi, sauna, zagraniczna glazura o powierzchni 20 m2.

    W Derby 2003 zanotowano najwyższą wypłatę czwórki za kolejność: Young Islander – Tiarella – Darab – Nechemia

    Septyma obecnie największym wyzwaniem

    Od października 2017 roku największe wyzwanie w szerokiej ofercie gier proponowanych przez spółkę Traf stanowi dla grających septyma. W zakładzie tym nomen omen należy wskazać zwycięskie konie w gonitwach od pierwszej do siódmej. Stawka tak jak przed laty w kwincie wynosi tylko 1 zł, ale jeszcze nie zdarzyło się, żeby ktoś trafił taki prosty zakład. Dlatego większość grających stawia najczęściej w dwóch, trzech gonitwach na jednego konia, tzw. słupa, a w pozostałych bierze pod uwagę po kilka.

    Najwyższa wypłata w tym zakładzie – 141 551 zł – padła już na początku jego rozgrywania, w końcu sezonu 2017 (18 listopada), w wyniku czwartej kumulacji.  Wygrały wtedy: Inextremo (8,60), Persifona (12,90), Arwa (9,10), Miss Kossakówna (117,30), Sacrebleu (13,30), Albara (11,20) i Nitrolak (75,80). Wystarczyły dwa duże fuksy: Miss Kossakówna i Nitrolak, by tylko jeden zakład był wygrany.

    Największy jak do tej pory obrót miała septyma w wyniku czwartej kumulacji 18 czerwca ubiegłego roku – 207 710 zł. Wygrywały konie Iriska OV (12,50), Trella (24,10), Ormena (26,20), Conall Cernach (11,40), Zeeba Al Khalediah (45,40) i Inter Approach (33,30), a trafionych zostało wtedy 10 biletów po 20 711,50 zł każdy.

    W podcaście wyścigowym z udziałem znanych sprawozdawców, Witolda Sudoła i Krzysztofa Romaniuka, pierwszy z nich polecał po trzy konie w pierwszych trzech biegach, aż pięć w czwartym, po jednym w piątym i szóstym oraz cztery na koniec. Za taki zakład trzeba było wyłożyć 540 zł, ale okazał się trafny, więc gra była warta świeczki. Gdyby Romaniuk dołożył w drugim biegu Trellę, można by na jego typy trafić septymę taniej – za 432 zł.

    Zwycięstwo klaczy Trella było największą niespodzianką w septymie z rekordową pulą 207 710 zł w czerwcu 2022 roku

    Tajemnicza tripla ekspertów

    Oprócz septymy, grą mającą częste kumulacje, jest tzw. tripla ekspertów, której stawka wynosi 2 zł. Od gonitwy V do VII należy w każdej z nich trafnie wytypować w kolejności pierwszego i drugiego konia na mecie. Oczywiście istnieje duża liczba prostych lub bardziej złożonych kombinacji, z których można skorzystać, ale to już sporo więcej kosztuje. Jeśli ma się np. mocnych faworytów w gonitwach V i VI, dostawia się do nich na drugie miejsce dwa-trzy konie, a w gonitwie VII można wtedy wziąć nawet kilka koni w tzw. boksie. Rekordowa wypłata w tej grze – 50 430,80 zł – padła 29 maja 2021 r. Został wtedy trafiony jeden bilet.

    W ubiegłym sezonie, 3 września, doszło do najwyższej kumulacji tripli ekspertów – prawie 111 tys. zł. Już na pierwszy rzut oka wydawała się łatwa do trafienia, ale sama wysokość puli spowodowała chyba, że grający szukali fuksów. Tymczasem w gonitwie V przyszedł do mety porządek z programu gonitw: Elvas – Caresser, w VI wygrał mocny, programowy faworyt Timemaster, przed typowanym w trzeciej kolejności Kaneshyą (był „z góry” drugą grą).

    Tylko w gonitwie VII doszło do sporej niespodzianki, gdyż wygrał typowany w programie w czwartej kolejności Zenith, przed liczonym na trzecim miejscu Sensationalem. Żeby trafić, wystarczyło więc postawić „po bożemu” w pierwszych dwóch gonitwach, a w trzeciej wziąć cztery konie z programu w boksie, by za kilkadziesiąt złotych (dokładnie 96) trafić wypłatę 9488,50 zł. Dlaczego tylko jedenaście biletów było wygranych, to już jest jedna z tajemnic toru. Na zdrowy rozum trudno ją wytłumaczyć i rozwikłać!

    W sobotę, 22 kwietnia, rusza sezon 2023 na Służewcu, a następnego dnia we Wrocławiu. W
    programie warszawskim są dwie kumulacje: kwinty i tripli ekspertów, które nie zostały trafione podczas ostatniego dnia wyścigowego w ubiegłym roku.

    (*) Zakłady na wyścigi konne znane były już w starożytności. Za ich symboliczny początek w czasach nowożytnych można uznać zakład, jaki zawarli w 1780 roku XII lord Derby Edward Smith-Stanley i pierwszy prezes Jockey Clubu (powstał w 1750 roku), sir Charles Bunbury. Chodziło o to, czyim imieniem zostanie nazwana gonitwa dla trzyletnich koni pełnej krwi angielskiej (rok wcześniej został rozegrany Oaks, gonitwa tylko dla klaczy). Miał o tym rozstrzygnąć rzut monetą. Los był łaskawy dla lorda Derby, jednak pierwszą gonitwę Derby wygrał Diomed, własności Bunbury’ego.

    Diomed – zwycięzca pierwszego Derby w Anglii w 1780 roku

    Pierwsze oficjalne wyścigi w Królestwie Polskim odbyły się w Warszawie w 1841 roku. Historia oficjalnego totalizatora wyścigowego na torach w stolicy ma ponad 130-letnią tradycję. W końcu lat 80. XIX wieku, organizator mityngów, którym było Towarzystwo Zachęty do Hodowli Koni w Polsce, wprowadziło na wzór francuski system nazwany totalizatorem z zakładami wzajemnymi („paris mutuel” – w dosłownym tłumaczeniu „zakłady wzajemne”). Francuski totalizator ze względu na swoją prostotę rozpowszechnił się po wyścigowym świecie i funkcjonuje do dziś.

    Od razu należy dodać i wyjaśnić, że nie są to w żadnym razie zakłady bukmacherskie, do tej pory zresztą dominujące w ojczyźnie wyścigów – Anglii. Zakłady wzajemne są prowadzone w większości krajów, także w USA, gdzie bukmacherzy nie mogą przyjmować zakładów na wyniki gonitw, z wyjątkiem kasyn. Totalizator nie jest tam od strony prawnej hazardem, a zakładami wzajemnymi. W zakładach bukmacherskich kursy (notowania) na każdego konia biorącego udział w wyścigu ustala wedle własnej oceny prywatna osoba lub spółka (bukmacher) i z nim indywidualnie zakłada się każdy grający, obstawiając określoną sumę na konkretne notowanie (np. 2:1, 5:1 itd.)

    Natomiast zakłady wzajemne polegają na tym, że pula w każdej z poszczególnych gier, a co za tym idzie później także wypłata, np. na zwycięskiego konia, zależy od liczby zawartych zakładów za podstawową lub zwielokrotnioną stawkę (np. 5 zł). Im więcej zakładów na danego konia, tym mniejsza wypłata w stosunku do podstawowej stawki, i odwrotnie. Zatem organizator zakładów, dziś Traf-Zakłady Wzajemne Sp. z o.o., jest tylko pośrednikiem w wymianie między grającymi.

    Jako ciekawostkę dodajmy, że w czasach PRL-u grano nie tylko w kasach totalizatora, ale także u licznych wtedy bukmacherów, zwanych na Służewcu „bokami” (bo przyjmowali na boku), którzy praktycznie nie kryli się z tym procederem. Niektórzy z „boków”, chcąc być konkurencyjnymi wobec innych, płacili tzw. tablicę (wypłaty ogłaszano wówczas na dużej tablicy przy padoku, a także w dużej hali na drugiej trybunie, nazywanej „świniarnią”), czyli taką wypłatę lub jej wielokrotność, jaką wypłacał oficjalny totalizator.

    Jednak ci, u których grano za większe sumy, zabezpieczali się w ten sposób, że płacili na przykład najwyżej 15-krotną wysokość podstawowej stawki (20 zł). A więc, gdy ktoś trafił u nich porządek, za który totalizator płacił np. 680 zł, to oni wypłacali tylko 300 zł lub wielokrotność tej sumy. Gdybym ja na przykład zagrał wspomniany wyżej porządek Saratow – Dziwny u takiego „boka”, a nie w kasie, lub u „boka” płacącego tablicę, otrzymałbym zapewne 4×300 zł, a więc 1200 zamiast ponad 6000 zł.

    Najwyższe wypłaty w gonitwach na Torze Służewiec w latach 2014-2022:

    ZakładStawkaData wygranejWysokość wygranej
    Septyma1 zł18 listopada 2017 r.141 475,20 zł
    Kwinta2 zł23 kwietnia 2016 r.62 112,00 zł
    Tripla dwójkowa2 zł29 maja 2021 r.50 430,80 zł
    Tripla3 zł13 listopada 2022 r.8 591,10 zł
    Dubla dwójkowa2 zł11 listopada 2018 r.7 426,60 zł
    Czwórka3 zł6 lipca 2014 r.34 186,70 zł
    Trójka3 zł2 października 2016 r.10 856,80 zł
    Porządek3 zł24 kwietnia 2016 r.5 000,00 zł

    Autor: Jan Zabieglik

    Polonista i dziennikarz z wykształcenia. Redaktor (od 1974 r.), a następnie kierownik działu sportowego „Życia Warszawy” (w latach 1992 -2001).

    Zapowiadał gonitwy, dawał typy i pisał sprawozdania wyścigowe od 1981 do 2011 roku, kiedy to „Życie Warszawy” przestało się ukazywać w wydaniu papierowym. Organizował pod patronatem „Życia Warszawy” od 1981 do 2010 roku dziennikarskie, posezonowe wybory: Konia, Trenera, Dżokeja itp. na Służewcu. Redaktor prowadzący strony torsluzewiec.pl w latach 2008-2019. Od 2020 roku współpracownik wydawnictwa „Kanat”, które od ubiegłego roku jest także częścią kwartalnika „Koń Polski”.

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły