Aerosmith - Get A Grip [1993]

Aerosmith - Get A Grip

Aerosmith - Get A Grip

Wydawca: Geffen Records
Rok wydania: 1993

  1. Intro
  2. Eat The Rich
  3. Get A Grip
  4. Fever
  5. Livin' On The Edge
  6. Flesh
  7. Walk On Down
  8. Shut Up And Dance
  9. Cryin'
  10. Gotta Love It
  11. Crazy
  12. Line Up
  13. Can't Stop Messin' [bonus track]
  14. Amazing
  15. Boogie Man
  16. The Mob Rules [Black Sabbath cover]

Skład: Steven Tyler - śpiew, instrumenty klawiszowe, harmonijka ustna, mandolina, dodatkowe instrumenty perkusyjne; Joe Perry - gitary, cymbały, chórki; Tom Hamilton - gitara basowa; Joey Kramer - perkusja i instrumenty perkusyjne; Brad Whitford - gitary
Gościnnie: Paul Baron - trąba; Desmond Child - instrumenty klawiszowe w [11]; Alison Dyer - głosy; Bruce Fairbairn - trąba; Don Henley - chórki w [14]; Sandy Kanaeholo - polinezyjska perkusja belkowa; Tom Keenlyside - saksofon; Lenny Kravitz - głos w [12]; Melvin Liufau - polinezyjska perkusja belkowa; Wesey Mamea - polinezyjska perkusja belkowa; Ian Putz - saksofon barytonowy; Bob Rogers - puzon; Richard Supa - instrumenty klawiszowe w [14]; Liainaiala Tagaloa - polinezyjska perkusja belkowa; Mapuhi T. Tekurio - polinezyjska perkusja belkowa; Aladd Alationa Teofilo - polinezyjska perkusja belkowa; John Webster - instrumenty klawiszowe i programowanie

Produkcja: Bruce Fairbairn

Rok 1993, MTV do znudzenia nadaje rotacyjnie kolejne teledyski Aerosmith, wszystkie pochodzące z jej jedenastego albumu studyjnego o tytule Get A Grip. Właśnie ta nachalność w promocji była przyczyną mojej niechęci do zespołu, a jedyny bodziec do obejrzenia klipów stanowiła obecność dwóch pięknych pań - córki lidera grupy, Liv Tyler i Alicii Silverstone. Z drugiej strony, promocja zrobiła swoje, płyta w samym USA pokryła się siedmiokrotnie platyną, a Aerosmith było jedną z nielicznych grup ze "starej szkoły grania", która doskonale radziła sobie w powodzi grunge'u i utrzymała status gwiazdy. Jak kiedyś za Get A Grip nie przepadałem, tak teraz po latach uważam, że krążek się broni i warto po niego sięgnąć.

Do Aerosmith przekonywałem się etapami. Najpierw gdzieś w drugiej połowie lat '90 wpadła mi w ręce rozpiska nut i tabulatur do jednego z utworów pochodzącego właśnie z opisywanej płyty, kiedy z moim ówczesnym zespołem szukałem czegoś do zcoverowania (jest takie słowo w j. polskim?). Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że z pozoru łatwy kawałek rozłożony na czynniki pierwsze zajmuje kilkanaście stron zapisu nutowego. Kapela nie poszła na łatwiznę, gitarzysta nie zagrał po prostu tych samych zwrotek i refrenów kilka razy naprzemiennie, w każdym powtarzanym takcie coś pozmieniał, powstawiał różnego rodzaju smaczki aranżacyjne. Mój szacunek do grupy od razu urósł (po latach jeden z moich kolegów argumentuje, żeby tego wszystkiego nie brać sobie do serca, bo sam Perry nie gra tego dwa razy tak samo). Drugie podejście do twórczości "podniebnej kuźni" miałem już gdzieś po roku 2000, kiedy w moje ręce wpadł jeden z jej koncertów. Toż ta kapela na żywo to prawdziwy żywioł - pomyślałem. Znów minęło kilka lat, postanowiłem posłuchać ponownie Get A Grip i... cud, wszystko spodobało mi się od razu, a po kilku odsłuchach zabrałem się za recenzję Zrapowane intro otwierające krążek pominę milczeniem, wspomnę tylko, że przewija się przez nie motyw znanego przeboju grupy, gdzie wystąpiło Run DMC. Dalej wchodzi Eat The Rich, numer pokazujący, że łączenie bluesa z rockiem to zawsze jest dobry pomysł. Przede wszystkim jest w tym spory ładunek energii, jakiego ówcześni młodzi wykonawcy mogli tylko pozazdrościć niemłodym juz wtedy przecież członkom Aerosmith. Piosenka ma coś też w sobie ze stylistyki country, może to ze względu na sposób śpiewania Tylera. Inne terytoria próbuje penetrować tytułowe Get A Grip, tym razem po niezbyt imponujacym początku rusza to coś na kształt wczesnego, jeszcze bluesowego Whitesnake, ale zagranego w rytmach funky W mój gust taki patent nie za bardzo trafia, lecz ze względu na swą skoczność może to być dobry kandydat do rozruszania jakiejś parapetówy. Dalej mamy Fever, kompozycję z pogranicza country i blues rocka, połączenie to wypada nieźle, nic w tym dziwnego, to przecież sprawdzona formuła. Tempo średnie, ale podbite w swej szybkości, co czyni numer bardziej skocznym. Rewelacji nie ma, jest za to dobra zabawa. Livin' On The Edge od zawsze było moim faworytem z tego krążka i uważam je za małe arcydzieło. Niesamowite brzmienie instrumentów, dobry pomysł na utwór, przyciągające ucho melodie i tylko głupawy teledysk (pomijając Perry'ego ustępującego przed pociągiem), ale to jest akurat najmniej ważne. Właśnie dla tego kawałka warto wracać do słuchania tego albumu. Chyba nawet wiem, czemu tak mi się on podoba - gitary i harmonijka brzmią podobnie, jak wydana rok wcześniej płyta Satrianiego, The Extremist, którą uwielbiam. Flash po "dżunglowych" eksperymentach swymi tempami serwuje taką bardziej radosną wersję U2, choć wiadomo, że głos Tylera sporo tu zmienia. ten numer też jest niezły, aczkolwiek niezbyt skomplikowany. Poza tym ma w sobie coś typowego dla stylistyki, jaką zawsze kojarzyłem z Aerosmith. Jeszcze więcej bluesa, z domieszką southern rocka jest w skomponowanej całkowicie przez Perry'ego piosence Walk On Down. Kawałek wyróżnia się mocno z setu, ale też własnie to jest jego zaletą, bo stanowi jakieś urozmaicenie. Kto wie, może takimi numerami inspirowało się Black Stone Cherry tworząc lata później własny styl. Z kolei w Shut Up And Dance muzycy zdecydowali się utrzymać wszystko w bardzo prostych strukturach, co zbliża utwór do muzyki spod znaku glamu lat '70. Wybijają się za to fragmenty funkujące, szkoda tylko, że Tyler dodał do tego jakieś rapowanie, niczego sobie jest przy tym solówka. Ogromnym przebojem stało się Cryin' i nic w tym dziwnego, to bardzo dobra ballada celująca w rynek amerykański. Ma w sobie coś "kowbojskiego", ale i brzmi bardzo ciepło. Ciężko znaleźć jakąś wadę, no może poza nadmierną promocją, która przynajmniej w moim wypadku zabiła chęć słuchania tej piosenki w czasach, gdy cieszyła się ona największą popularnością. Zadziwiający jest fakt, że stylowo utwór plasuje się niebezpiecznie blisko patentów Bon Jovi, są momenty, kiedy głosy wokalistów obu kapel wypadają bardzo podobnie. Gotta Love It niby nie jest niczym wymyślnym, a jakoś lubię ten kawałek, chociaż nie potrafię zbytnio uzasadnić, dlaczego. Z pewnością jego wielką siłą jest to, że po prostu różni się od poprzedników. Dla odmiany jeden z hitów kapeli - Crazy - w ogóle nie robi na mnie żadnego wrażenia. Nie podobał mi się w chwili wydania krążka i po dziś dzień jakoś mojego gustu nie podbił. Po raz kolejny jest to numer w stylu Bon Jovi (maczał w tym palce Desmond Child) i sporo w nim podobieństw do Always, w tym jednak wypadku bardziej rusza mnie ekipa Jona niż Stevena. Miłe dla ucha jest Line Up, sporo w nim patentów z muzyki rozrywkowej. Powtarzają się pewne motywy z innych znanych kawałków grupy z płyt poprzednich, nie uznaję jednak w tym przypadku tego za wadę, bo piosenka po prostu się broni. Na pozycji trzynastej wylądował bonus track w postaci Can't Stop Messin', który szczerze mówiąc jest dobra kompozycją, przez co liczba godnych uwagi numerów na tym krążku wzrasta. Podobnie jak i wcześniej, nie ma tu niczego nadzwyczajnego, po prostu udany, rozrywkowy utwór. Plus dla Tylera za świetne zgranie ścieżek wokalnych z podkładami. Bliżej końca zapodano Amazing, również jedną z perełek na wydawnictwie. Tutaj także błyszczy Steven za mikrofonem, chociaż moim zdaniem niepotrzebnie w późniejszej fazie piosenki zaczyna się wydzierać. Niby to jakoś szczególnie nie przeszkadza, ale myślę, ze bez tego całość wypadłaby jeszcze lepiej. Płytę zamyka instrumentalne Boogie Man, krótka miniaturka sprawiająca wrażenie powstałej podczas jakiegoś jammowania. Nic szczególnego nie wnosi, uszu też nie kaleczy, na zamknięciu może być.

Album olewałem całe lata z powodu jego natrętnej promocji, swoje się odczekał i wreszcie musiałem go uhonorować. Ostatnio naszło mnie na słuchanie Aerosmith i pewnie na tej fali będzie można się spodziewać kolejnej recenzji jednej z ich płyt.Jeśli można jakiś morał z całej tej historii wyciągnąć, to tylko taki, że warto po latach sięgać po pozycje, które się kiedyś z jakiegoś powodu olało ;). Get A Grip oczywiście polecam, bo to kawał porządnej muzy.

Oficjalna strona zespołu: www.aerosmith.com

© Hard Rock by Guitarrizer 2003-2024