Dariusz Tomasz Lebioda - Academia.edu
Skip to main content

Dariusz Tomasz Lebioda

Istniejemy ledwie przez chwilę, jak jętki, jak dalekie odgłosy, tajemne szepty i chroboty. Nasza integralność jest tak samo względna jak niezależność struktur planety, wpisanych w szersze konstrukcje Układu Słonecznego i galaktyki, a... more
Istniejemy ledwie przez chwilę, jak jętki, jak dalekie odgłosy, tajemne szepty i chroboty. Nasza integralność jest tak samo względna jak niezależność struktur planety, wpisanych w szersze konstrukcje Układu Słonecznego i galaktyki, a dalej całego wszechświata. Nasze zwycięstwa to niewiele znaczące manifestacje, układające się w ciąg śladów prowadzących ku entropii, ku ostatecznemu rozwianiu struktur. Jeśli to zrozumiemy łatwiej nam będzie pogodzić się z odchodzeniem i kolejnymi pożegnaniami, a to, co zrobimy zacznie funkcjonować w opozycji do rozpadu. Najgorszy jest bałagan, w życiu i w otoczeniu, w relacjach życiowych i w przedsięwzięciach, a jedynie nieustanne porządkowanie przydaje godności naszemu działaniu. Często przyglądałem się fotografiom wielkich intelektualistów, prezentowanych w ich "pracowniach", "bibliotekach", zawalonych książkami, stertami papierów, jakichś szkiców, resztek jedzenia, brudnych szklanek i butelek po trunkach. Przypominali mi bobry siedzące na żeremiach, albo jakieś monstrualne chomiki, szatkujące wszystko dookoła i siadające dumnie na stertach śmieci. Pół biedy jeśli taki ktoś potrafi w swoim bałaganie wyszukać jakąś książkę, list, pismo urzędowe, ale przecież najczęściej dopiero po jego śmierci udaje się znaleźć niezwykłe materiały, zapomniane teksty, bezcenne dokumenty. Wtłoczone w ogólny bajzel, przygniecione stertami zakurzonych gazet, maszynopisów i teczek, czekały na swoich odkrywców, na nowych właścicieli mieszkania, którzy będą musieli uporządkować wszystko. Dobrze się stało, że gdzieś około sześćdziesiątego roku mojego życia zacząłem porządkować swoje otoczenie, dygitalizować teksty i dokumenty, a nade wszystko wydawać nieopublikowane książki, sortować fotografie, tworzyć kronikę zdarzeń chwalebnych i żenujących. W przypadku pisarza wiązało się to też ze zrozumieniem tego, iż nie uda się w jednym życiu przeczytać niektórych dzieł, które pojawiły się na półkach i czekały na swoją kolej. Potrzebna była selekcja, ale zaraz okazało się, że warto też wracać do książek, które kiedyś się czytało, a potem niewiele z nich zostawało w głowie. Odświeżająca lektura dramatów Szekspira, powieści Dostojewskiego czy Faulknera przyniosła nowe teksty i pobudziła nową aktywność pisarską, krytycznoliteracką i eseistyczną. To z kolei spowodowało, że zaczęły powstawać książki prezentujące dorobek wielu lat i stające się cząstką ostatecznego porządku, który po mnie pozostanie. Potrzebne też były pożegnania materialne, a więc ciągłe pomniejszanie ogromnej biblioteki, zamienianie stert periodyków, w których publikowałem na ich wersje cyfrowe. Najsprawiedliwsza chwila śmierci, powoduje, że stajemy w jej obliczu nadzy i niczego nie przeciśniemy przez ucho igielne nicości. Ledwie przesypie się przez nie nasz proch, a zgromadzone skarby, zbiory, zbudowane domy, mieszkania, grunty, wszystko zostanie po żywej stronie istnienia. I tak musi być… i tak to jest…
Nasze życie jest bardzo krótkie, ale stale coś odkładamy na potem, wciąż kieruje nami przekonanie, że mamy nieograniczony kredyt dni i nocy. Często myślimy, że warto byłoby coś zrobić, ale jakoś odkładamy to na nie wiadomo kiedy. W... more
Nasze życie jest bardzo krótkie, ale stale coś odkładamy na potem, wciąż kieruje nami przekonanie, że mamy nieograniczony kredyt dni i nocy. Często myślimy, że warto byłoby coś zrobić, ale jakoś odkładamy to na nie wiadomo kiedy. W przypadku humanistów widać to znakomicie na przykładzie przeczytanych książek-wszakże prawdziwy pisarz, poeta, dziennikarz, mistrz słowa powinien obcować z wielkimi dziełami, znać szeroki kanon arcydzieł i książek pomniejszych, swobodnie poruszać się w rewirach nawiązań i odniesień do fikcyjnych postaci albo życiorysów twórców. Często śmierć zaskakuje takich ludzi i odłożona na potem lektura dramatów Sofoklesa, Szekspira, Moliera, powieści Dickensa, Dostojewskiego, Kafki, Bułhakowa, nigdy nie dochodzi do skutku. Owszem, w życiu zaskoczonych przez śmierć ludzi pojawiały się nawiązania do Davida Copperfielda i Samuela Pickwicka, Raskolnikowa i braci Karamazow, Józefa K i Karla Rossmana, potrafili nawet czynić aluzje do nich, ale posługiwali się wiedzą ogólną, encyklopedyczną albo-ostatnio-internetową. Nie zasiedli w wygodnym fotelu i nie poświęcili wielu godzin na lekturę tych ważnych książek, tak jak nie przestudiowali powieści Hemingwaya i Faulknera, Marqueza i Llosy, Coetzee'ego i Hrabala. Wierzyli, że kiedyś nadejdzie czas spełnienia nadziei, a tymczasem nagły zawał serca, niespodziewana apopleksja, tragiczny wypadek drogowy, niweczyły wszystko. Od czasów dziecinnych czytałem wiele książek, z różnych dziedzin, beletrystycznych i gromadzących wiedzę, a wszystko zaczęło się oczywiście od literatury podróżniczej i przygodowej. Naczelne miejsce zajmuje tutaj Jules Verne i jego powieści, które taszczyłem do domu w płóciennych siatkach (nie było jeszcze wtedy reklamówek) z pobliskiej biblioteki, ulokowanej najpierw w piwnicy jednego z wieżowców, a potem w okazałym, nowym budynku. Z przebogatego dorobku francuskiego pisarza czytałem najpierw powieść pt. Z Ziemi na Księżyc (1865), potem Podróż do wnętrza Ziemi (1864), Pięć tygodni w balonie (1863) i W osiemdziesiąt dni dookoła świata (1872). Następnie przyszła kolej na trylogię: Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1869-1870), Dzieci kapitana Granta (1868), Tajemnicza wyspa (1874), a całość moich spotkań czytelniczych z płodnym pisarsko Francuzem, zakończyłem lekturą Piętnastoletniego kapitana (1878) i Węża morskiego (1901). Z tamtego czasu zapamiętałem niezwykłą ekscytację niektórymi tomami i prawdziwą męczarnię podczas przewracania kartek innych dzieł-lekko przełknąłem opowieść o podróży balonem nad Afryką, a przygody Samuela Fergussona, Dicka Kennedy'ego i służącego Joe'a były wstępem do trzykrotnej lektury W Pustyni i w puszczy Henryka Sienkiewicza. Podobnie łatwo czytało mi się relację o osiemdziesięciodniowej podróży dookoła świata Phileasa Fogga, tym bardziej, że w powieści pojawił się też wątek sensacyjny.
Przyznanie literackiej Nagrody Nobla Bobowi Dylanowi wprawiło wielu w spore osłupienie, choć to przecież artysta, który wywierał na mnie wpływ od wielu, wielu lat. Szczególnie ceniłem jego akustyczne ballady z pierwszego okresu... more
Przyznanie literackiej Nagrody Nobla Bobowi Dylanowi wprawiło wielu w spore osłupienie, choć to przecież artysta, który wywierał na mnie wpływ od wielu, wielu lat. Szczególnie ceniłem jego akustyczne ballady z pierwszego okresu twórczości-później też przemawiał do mnie, a pieśń pt. Hurricaine o amerykańskim bokserze wagi średniej, który został niesprawiedliwie osądzony i odsiedział wiele lat w więzieniu, wzruszyła mnie do łez. Niestety od płyty Slow Train Coming z 1979 roku, zacząłem odchodzić od Dylana jako muzyka. Jego kolejne transkrypcje własnych utworów i eksperymenty z brzmieniem, przy dość skromnych warunkach wokalnych, nie potrafiły mnie rozpalić, jak wcześniej ballady: Blowin' In the Wind, Times They Are a-Changing, Mr. Tambourine Man. Po intensywnym słuchaniu utworów tego twórcy, gdzieś w połowie lat siedemdziesiątych, miałem dziwny sen, który opisałem w jednym z wierszy. Obok Cohena i Baez, był Dylan jednym z filarów nurtu balladowego, który zawsze obecny był w moim życiu, pojawiał się w tle prac pisarskich, albo towarzyszył mi w licznych podróżach. Od wielu lat śledzę werdykty Akademii Szwedzkiej, a nawet byłem organizatorem konferencji naukowej o noblistach i redaktorem tomu prezentującego polskich noblistów literackich. Zdarzało się też, że na swoich drogach spotykałem laureatów tej prestiżowej nagrody i twórców nominowanych do niej. W październiku każdego roku śledziłem notowania poszczególnych twórców i czasem udawało mi się przewidzieć zwycięzcę. W tych rankingach od dawna pojawiał się Bob Dylan, ale jego nominacje traktowałem jako rodzaj hołdu oddanego genialnemu twórcy, bez realnych szans na osiągnięcie ostatecznego sukcesu. W tym roku to, co wydawało się niemożliwe, stało się faktem i moje zdumienie nie jest odosobnione, tym bardziej, że spodziewano się, że Nobel trafi do Adonisa, albo do Rotha, Oates, Murakamiego. Doceniam rewolucyjność tego aktu, bezprecedensowe uhonorowanie artysty, który wywierał wpływ na pokolenia i w protest songach odważnie piętnował zło, ale jednak mamy tutaj do czynienia z kontrowersją natury estetycznej. Dylan jest autorem wielu znaczących pieśni, ale zawsze miały one charakter ulotny i umowny, literackość jego tekstów bywała wątpliwa, a czasem wręcz kontrowersyjna. Wielkość Dylana jako artysty rockowego jest bezdyskusyjna, ale jakże tekst jego ballady może stanąć do konfrontacji z Ziemią jałową Eliota, powieściami Faulknera, Hemingwaya, Marqueza, opowiadaniami Munro albo dramatami Pintera? Dylan kwalifikował się raczej do pokojowej Nagrody Nobla, za hardość i bezkompromisowość, za walkę jaką prowadził z amerykańskim establishmentem, za mówienie prawdy o tyranach i niesprawiedliwości społecznej. Nie wyobrażam sobie jednak jego konfrontacji na polu literatury-jakby nie doceniać wkładu Dylana do kultury światowej, nigdy nie sięgnął on literackich wyżyn, a jego ballady-co natychmiast wskazano-graniczą z piosenkami Presleya, Beatlesów, Madonny czy Michaela Jacksona. Nawet jeśli reprezentują inny styl, to mieszczą się w tym samym nurcie muzyki rockowej, melodyjnej opowieści, w której tekst rzadko odgrywa najważniejszą rolę. Widać to zresztą w wielu balladach Dylana, w których mamy do czynienia z nostalgicznym powtarzanie tej samej cząstkiot jak choćby w utworze pt. Man Gave Names to All the Animals. Ucieszył mnie ogromny sukces twórcy z mojego panteonu muzyki popularnej, a zarazem zaskoczył, bo literatura odsunięta tutaj została na dalszy plan. Ale może nie ma o co kruszyć kopii, nie ma co zadawać za wielu pytań, bo przecież w naszym świecie zawsze i wszędzie prawdziwą odpowiedź zna tylko wiatr…
Nasz świat bywa trudny, mnożący zagrożenia i rozległe wiry, chwile groźne i wymagające natychmiastowego działania, szybkiej reakcji i decyzji. W nieustannym biegu, w powtarzających się sekwencjach dni i nocy, tracimy to, co jest w naszej... more
Nasz świat bywa trudny, mnożący zagrożenia i rozległe wiry, chwile groźne i wymagające natychmiastowego działania, szybkiej reakcji i decyzji. W nieustannym biegu, w powtarzających się sekwencjach dni i nocy, tracimy to, co jest w naszej egzystencji najpiękniejsze, niepowtarzalne, czekające na zauważenie i wyodrębnienie z lawiny obrazów. Cudowność świata najczęściej objawia się nam podczas egzotycznych podróży, gdy zjawiskowość jakiegoś krajobrazu, czyste piękno tworów natury, odbiera nam oddech, wyhamowuje obłędny pęd. A przecież tragicznym tonom istnienia przeciwstawić możemy nasze zawieszenie w kosmosie, bytowanie wewnątrz spiralnej galaktyki, przy gwieździe średniej wielkości, w towarzystwie planet, księżyców, asteroid i komet. Powszechne umieranie ustawić możemy po przeciwległej stronie nieustannie się krzewiących konstrukcji natury, przepięknych gór i mórz, drzew, liści, kwiatów, traw i mchów, potężniejących codziennie owoców, wrastających w ziemię warzyw, zawiązujących się na gałęziach orzechów i jagód. Świat bywa bezlitosny i doprowadza ludzi do szaleństwa, pojawiają się depresje i zapaści, a wtedy wszystko gaśnie, zostaje spłaszczone, jakby nie istniało, jakby bezwolnie zostało zrównane z tektoniczną warstwą planety. Szarość zastępuje barwy jaskrawe, czerń zakłamuje biel, odcienie brunatne zakrywają czerwień i zieleń, błękit i barwy pastelowe. A przecież zjawiskowa przyroda krzewi się nieustannie, w każdej chwili rozprzestrzenia się i zamienia dwutlenek węgla w tlen, przydaje dekoracji naszym wędrówkom i powrotom, nowym wyzwaniom i celom. Doświadczenie samego siebie polega na tym, by dostrzec ciągłość i wypływanie kształtów z nicości, pojawianie się budowli naturalnych, które potwierdzają cud istnienia we wszechświecie, jego pulsowanie i etapy rozwojowe, ciągłe dążenie ku czemuś, o czym nie wiemy i nigdy się nie dowiemy. Rozcinając kulę grejpfruta albo konchę cebuli, rozdzielając ząbki czosnku albo liście kapusty, docieramy do struktury wszechrzeczy, obcujemy z czymś tak ostatecznym jak krwiobieg i przenikanie wody przez grunt, jak wyklucie się z jaja pisklęcia fregaty i narodziny dziecka po dziewięciu miesiącach wzrastania w ciele kobiety. Depresja odbiera to, co otrzymaliśmy w darze od wszechświata, zaciemnia obrazy i niszczy marzenia, szczytne plany, wizje rozwojowe życia i dorobku. Ale ci, którzy ją przemogli, pokonali samych siebie zaznają czegoś na kształt kosmicznej jedni, zaczynają patrzeć na swoje życie w perspektywie zdarzeń chwalebnych, nieustanie się wydarzających i potwierdzających wyjątkowość pierwotnej zasady kosmogonicznej. Szczególnie jesienią, gdy natura zaczyna zamierać, a w przestrzeni ogromne wyspy zieleni zmieniają się w żółcienie, czerwienie, brązy i czernie, odczuć można rytm zmian-żywej metamorfozy, której jesteśmy cząstką. Tylko pogodzenie z nią, tylko przekonanie, że zamieranie jest równie piękne jak narodziny, daje poczucie jedności i pełni, dobrze wykonanych zadań i spełnienia się tego, co od samego początku miało się dokonać. Tylko zauważanie kształtów wyjątkowych, spojrzenie na dalekie panoramy, unoszenie głowy ku gwiazdom, kontemplowanie otoczenia i samego siebie, znoszą ból, odsuwają depresję i czynią z nas ludzi prawdziwych, tak samo ważnych jak owoc rokitnika, arteria żylna w ciele bażanta, rzeka Jangcy wolno tocząca nurty, chmury układające sie w warstwy i fale uderzające o brzegi dalekich lądów.
LITERATURE - PHILOLOGY - ART
Redakcja zastrzega sobie możliwość do− konywania zmian i skrótów w tekstach. Wydawca: Oddział Bydgosko−Toruński Związku Litera− tów Polskich. Wydano dzięki dotacji Urzędu Miejskiego w Bydgoszczy. Na czwartej stronie okładki "Czesław Mi−... more
Redakcja zastrzega sobie możliwość do− konywania zmian i skrótów w tekstach. Wydawca: Oddział Bydgosko−Toruński Związku Litera− tów Polskich. Wydano dzięki dotacji Urzędu Miejskiego w Bydgoszczy. Na czwartej stronie okładki "Czesław Mi− łosz"-obraz olejny Elli Hyciek.
Magazine
Magazine
Literature - Philology - Art
Poezja Jidiego Majii jest niezwykłym, charakterystycznym faktem kultury światowej nowych czasów. Autor pisze po chińsku, ale należy do narodowości Yi albo Nuosu, liczącej około osiem milionów ludzi, zamieszkującej górską krainę, niedaleko... more
Poezja Jidiego Majii jest niezwykłym, charakterystycznym faktem kultury światowej nowych czasów. Autor pisze po chińsku, ale należy do narodowości Yi albo Nuosu, liczącej około osiem milionów ludzi, zamieszkującej górską krainę, niedaleko od Wietnamu i Tajlandii.
Research Interests:
Poetry of Ryszard Milczewski-Bruno
Różewicz - poetry
Full book
T he author of this book is particularly interested in the mechanism of cultural references, quotations and borrowings from the original romantic imagination. Th e works by Krasiński are a remarkable creative phenomenon, and are located... more
T he author of this book is particularly interested in the mechanism of cultural references, quotations and borrowings from the original romantic imagination. Th e works by Krasiński are a remarkable creative phenomenon, and are located very closely to a mythologizing imagination. In recognition of these texts and for understanding of the developmental path of Krasiński, we follow here Maria Janion and trace her source and work, and for demonstrating the structure of the imagination and its roots in myth, we use the tools of thematic criticism, visionary, mythological cultural studies and hermeneutics. Th e particular relevance is here a thematic approach which involves reading all the texts written by the author as well as studying the era, ancestral traditions, a variety of pathologies from the circle of family and friendships, disease, tendencies, and reading and artistic fascinations. A romantic was a transgenic man living on the border of diff erent realities, and miraculously, capable of penetrating them freely in imagination. In this sense, he was a disembodied entity which, within a moment, could be present in chaos with one part, and tilt toward Arcadia with the other, reach heaven and hell at the same time, die and be reborn at the same moment of history. He was also an expansible entity, able to stretch his ego over large space and reduce it to microscopic dimensions at the same time, and fi nally able to combine the opposites according to coincidentia oppositorum rule being small, mortal, sickly, and carnal and able to be proliferated to man-space entwined in enormously large expanses of the universe. Th is was possible in the works the domain of which was a free dream of being an integral state and life in an universalist human community. A romantic artist was able to see more and feel more, and he fought constantly for himself and his brothers, his own land and the world, and, going beyond the global boundaries, he was reaching cosmos where there has always been a cosmogonic war and unimaginable tragedies took place. From the very beginning matter was striving for transformations, always changing the structures, always mutating; sudden explosions engulfed the worlds, unexpected light bursts invoked the existence of new stars, astrophysical forms struck against each other-the ongoing war was not likely to cease, the armies were still ready to attack. A natural human desire is to
Chciałbym anioła widzieć… 159 Dla ciebiem wszystko straciła na ziemi… 80 Do D… 74, 90 Do D. Po śmierci 76-77, 160 Do Elizy 92, 169 Do Kajetana Koźmiana 75 Do Orcia [do Jerzego Lubomirskiego] 169 Dziennik sycylijski (1839) 51 Fantazja... more
Chciałbym anioła widzieć… 159 Dla ciebiem wszystko straciła na ziemi… 80 Do D… 74, 90 Do D. Po śmierci 76-77, 160 Do Elizy 92, 169 Do Kajetana Koźmiana 75 Do Orcia [do Jerzego Lubomirskiego] 169 Dziennik sycylijski (1839) 51 Fantazja życia 93, 166, 169 Fryburg 48 Gdy się przeszłość w duszę wnęci… 169 Gnosis 164

And 12 more

Research Interests: